(nie)fitblogKa.

(nie)fitblogKa.

czwartek, 31 marca 2016

czas- twój wróg.

Kto jest Twoim wrogiem? Jedzenie czy aktywność fizyczna? A może to są Twoi sprzymierzeńcy, a Ty tylko sobie coś uroiłaś? Nie może, tylko na pewno. To, co Cię otacza, trzeba sobie skrupulatnie poukładać, ustawić pod swoje dyktando, żeby wszystko pięknie grało ze sobą i działało na Twoją korzyść. Oczywiście do tego jest potrzebny ogrom pracy, żeby nie było. ;) A jedzenie i aktywność fizyczna, to właśnie jedne z tych rzeczy, nad którymi masz kontrole. Tak samo, jak nad tym, czy się wysypiasz, jakie masz wykształcenie, czy ile zarabiasz- to wszystko jesteś w stanie zmienić! Tylko to zależy od tego, jak mocna jest Twoja motywacja. Uwierz mi, że nie ma rzeczy, której nie można zmienić- kierunku studiów, pracy, faceta, koloru paznokci, czy trybu odżywiania.  
Wyjątek! Nie możesz zmienić tylko jednej rzeczy- czasu. I to on jest Twoim wrogiem. Pod wieloma względami. Nie jest to oczywiście twór, który został stworzony, żeby Ci uprzykrzyć życie. Ale jest on kompletnie poza Twoją kontrolą, więc tak jak prawdziwego wroga- musisz umieć uszanować, ale i sprytnie sobie z Nim radzić, żeby za bardzo Ci w życiu nie przeszkadzał.Uwierz mi, wszystko w swoim życiu możesz zrobić lepiej, więcej i bardziej. Nad wszystkim możesz mieć kontrolę i wszystko możesz zmienić, tak jak wcześniej pisałam. No dobra, ale co z tym czasem?
Jest on Twoim wrogiem z wielu powodów. Po pierwsze- jest go za mało. To jest jedna z większych obaw każdego grubaska, który zaczyna- kiedy ja znajdę czas na ćwiczenia, na przygotowywanie posiłków, na robienie sobie peelingów, kremowania się i tak dalej i tak dalej... No jak to kiedy? Masz 24 godziny w ciągu doby! Uwierz mi, że możesz to tak rozdysponować, że znajdziesz na wszystko czas. Ale to wymaga pracy. Drugim powodem, przez który czas to Twój wróg jest to, że łatwo możesz odpuścić przez niego. Dlaczego? Już tłumaczę, chociaż powinnaś doskonale wiedzieć, o czym mówię, Kochana. ;) Uwaga, uwaga...

JEZU, MUSZĘ SCHUDNĄĆ TYLE KILOGRAMÓW, TO BĘDZIE TRWAŁO TYLE CZASU, CHCIAŁABYM JUŻ ZA DWA MIESIĄCE BYĆ SZCZUPŁA, NA WAKACJE I TAK BĘDĘ DALEJ GRUBA, BOŻE TO POTRWA Z ROK, ALBO I WIĘCEJ.... 

Tak, dalej szukaj wymówek, tylko następnym razem, gdy będziesz miała oświecenie dotyczące odchudzania to tutaj nie wracaj i spadaj i sajonara i w ogóle! Nie lubię Cię już! Sio!
Pamiętasz kiedy sobie ostatnio przypomniałaś o tym, że jesteś gruba i fajnie byłoby coś z tym zrobić? Trzy, cztery miesiące temu? No popatrz, i jak tam? Nic nie osiągnęłaś? Kurde... A dzisiaj byłabyś kilkanaście kilogramów chudsza. Więc skończ pieprzyć, rusz dupsko i zawalcz o swoje życie. Bo odchudzanie może i potrwa pół roku, rok, dwa lata. Ale przynajmniej przez resztę życia nie będziesz gruba i nie będziesz się nad sobą użalać.
Także przekaz na dzisiaj-
oswój sobie biegnący czas na swoją korzyść i wykorzystaj go na maksa!

Twoja Ka.

poniedziałek, 7 marca 2016

jak mam zacząć?

Jak mam to zrobić? Jak schudnąć?
Niby w telewizji jest multum programów, wychodzi coraz więcej gazet i książek o tematyce pro-zdrowotnej, pro-fitnesowej, pro-dietowej, a dalej nie wiesz? Wszyscy wokół Ciebie są na diecie, zdrowo się odżywiają, biegają, chodzą na siłownie. Dalej nie wiesz, jak zacząć? Serio? Wystarczy mniej żreć i więcej się ruszać- żadna filozofia.
A jednak, coś musi w tym być, skoro tyle osób pada na samym starcie, albo niedługo później. Więc jak to jest?
Przede wszystkim, musisz zdać sobie sprawę, że do tego trzeba dojrzeć. Musisz mieć na tyle dosyć swojego dotychczasowego życia, że dasz radę wytrwać dłużej niż miesiąc. Nic tak nie zmusza do myślenia, jak chujowe życie. Przecież widzisz, że coś jest nie tak! Ale to nie wystarczy. Bo to, niestety, marna motywacja. Musi Cię w życiu spotkać wiele przykrości, musisz dostać wiele kopniaków i wiele razy musisz zdać sobie sprawę, że sam się krzywdzisz. Dopiero wtedy będziesz mieć siłę, która da radę utrzymać Cię na powierzchni. A trochę ważysz, więc motywacja musi być naprawdę silna... ;)
Podstawa: WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE (i nie raz na tym się kończy, tak btw.).

Nie możesz po prostu od jutra zacząć zdrowo jeść i kupić karnet na siłownie. To musi się zacząć w Twoim umyśle. Musisz znać dokładne przyczyny swojego problemu, zaplanować cały proces odzyskiwania swojego życia i sensownie wprowadzić go w życie. Tak jak przed każdym większym testem musisz się dużo przygotowywać, tak tutaj też musisz spędzić trochę czasu na ustaleniu priorytetów, strategii działania, no i w końcu zyskaniu wystarczającej wiedzy, która pozwoli Ci na stoczenie walki z samą sobą.

Znajdź źródło problemu. Dlaczego wyglądasz tak, jak wyglądasz? Może jesteś na coś chory i musisz brać leki? (Tak, tak, z niedoczynnością tarczycy też można schudnąć- nie oszukuj się, że jest inaczej.) A jeżeli nie jesteś chory, to co? Jesz za dużo? Zajadasz problemy? Nie ruszasz się? Zlokalizuj problem (zazwyczaj jest to więcej, niż jeden powód), staraj się go określić i sprawdź, jak możesz z nim walczyć. Może pomoże psycholog, trener, albo po prostu szczera rozmowa z przyjaciółką?
Wyznacz sobie cele. I nie takie długoterminowe, bo one nie zmotywują Cię wystarczająco. Musisz mieć małe wygrane w trakcie swojego odchudzania. Podziel cały proces na mniejsze etapy i ciesz się z każdego, mniejszego, osiągniętego celu. To naprawdę daje kopa- musisz mi uwierzyć, a sam zobaczysz.
Określ, dla kogo to robisz. Tak, oczywiście, na pierwszym miejscu musisz być TY. Zrozum, robisz to dla siebie.  Ale może to mieć też pośrednie skutki na relacje z innymi ludźmi. Przykładowo, możesz to robić też dla swojego faceta (kobiety), bo na pewno będzie się Wam lepiej żyło bez Twojej nadwagi. Może to być też mama- u mnie to działa tak, że mój sukces mógłby zmotywować ją do dbania o swoje zdrowie (sama też ma problemy z otyłością od wielu lat). Zrób to dla swoich przyjaciół, żeby mieli fajną, pewną siebie kumpele, z którą mogą iść na miasto, czy wstawić zdjęcie na FB bez Twojego stękania, że widać na nim Twój podwójny podbródek. I w końcu- zrób to dla swoich wrogów- żeby widzieć ich zazdrość. To też motywuje.
Zrozum, jakie będziesz mieć z tego korzyści. Lepsze ciuchy, lepsza kondycja, zdrowsze włosy, paznokcie, lepsze samopoczucie, więcej pewności siebie, korzystanie z życia na 100%... Można by tak wymieniać w nieskończoność i Ty sam doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Po prostu- Twoje życie będzie lepsze i łatwiejsze w pewnym stopniu. Więc co Cię powstrzymuje?
Słomiany zapał. Musisz z nim w końcu wygrać. Kurwa, ile można? Który raz zaczynasz? Dziesiąty, dwudziesty, setny, tysięczny? Pewnie sam nie pamiętasz. Ja też. Nie potrafię chyba do tylu liczyć. Tak- jestem śmierdzącym leniem, który przy byle przeszkodzie się poddaje. A w tym jest cała kwintesencja- skoczyć na tyle wysoko, by tę przeszkodę pokonać. Z dnia na dzień te przeszkody są coraz większe, ale i Ty jesteś silniejszy i umiesz skoczyć wyżej. Zapamiętaj to i uwierz w siebie.
Jak zrobisz to wszystko, to pierwszy etap za Tobą...

Ka.


smutny grubasek.

Powiedzmy sobie szczerze- może 1% grubasów jest zadowolonych ze swojego wyglądu
I Ty się do nich nie zaliczasz- inaczej nawet nie zacząłbyś tego czytać. Więc jesteś "typowym grubasem". Takim, który nie akceptuje siebie w pełni. Takim, który chciałby wyglądać inaczej, żyć inaczej, odżywiać się inaczej lub ruszać dupsko częściej, niż w drodze do lodówki.
Nie lubisz występować publicznie, nie lubisz chodzić do klubów, nie chcesz być w centrum uwagi. Nienawidzisz, gdy ktoś się na Ciebie patrzy. Dlatego, że jesteś gruby. I wie o tym osoba, która na Ciebie spojrzy. I wiesz to Ty. I już za dużo tej wiedzy, jak na jeden moment. Zaczynasz czuć się nieswojo. 

Gdzieś blisko Ciebie grupa nieznajomych zaczyna się śmiać. Nie wiesz z czego się śmieją. Ale ile razy pomyślałeś, że może śmieją się z Ciebie? Przyznaj się- prawie za każdym razem. To wszystko jest w Nas tak głęboko zakorzenione, że to, co się dzieje wokół Nas, na pewno jest związane z tym, że jestem gruby. 
Co się z tym wiąże? To zależy. Jeśli jesteś gruby od dłuższego czasu, pewnie wiele niepowodzeń w swoim życiu zwalasz na to, że masz te kilka(dziesiąt) kilogramów za dużo. Nie podszedłem do dziewczyny, bo wstydziłem się zagadać. Nie wzięłam roli w przedstawieniu szkolnym, bo by mnie wyśmiali. Nie pójdę ze znajomymi na łyżwy, bo jak się przewrócę, to proces mojego wstawania w gleby będzie wyglądał komicznie. Nie idę na imprezę z koleżankami, bo wyglądam przy nich jak wieloryb, albo chociaż jak słoń. One w ładnych, obcisłych bluzeczkach. I ja, TA GRUBA- w wielkim, czarnym (najprawdopodobniej) worku, który optycznie ma mnie wyszczuplić. Sama dobrze wiesz jednak, że w praktyce i tak widać, że jesteś gruba i wielka. I żadna szmata, nawet ta za kilka stów- tego nie zmieni. I co robisz? Przestajesz się angażować w życie społeczne. W moim przypadku dochodziło nawet do takich momentów, że przez kilka dni nawet nie wychodziłam z domu. Chciałam zostać w swoim pokoju, nie odsłaniać rolet i użalać się nad swoim marnym losem, jedząc chipsy pod kołdrą. Żałosne prawda? Wiem, że nie jestem jedyna. Wręcz przeciwnie- jestem jedną z wielu. I czy to Ci się podoba, czy nie- grubasy nigdy nie bedą do końca szczęśliwe. 

Ka.