(nie)fitblogKa.

(nie)fitblogKa.

poniedziałek, 7 marca 2016

jak mam zacząć?

Jak mam to zrobić? Jak schudnąć?
Niby w telewizji jest multum programów, wychodzi coraz więcej gazet i książek o tematyce pro-zdrowotnej, pro-fitnesowej, pro-dietowej, a dalej nie wiesz? Wszyscy wokół Ciebie są na diecie, zdrowo się odżywiają, biegają, chodzą na siłownie. Dalej nie wiesz, jak zacząć? Serio? Wystarczy mniej żreć i więcej się ruszać- żadna filozofia.
A jednak, coś musi w tym być, skoro tyle osób pada na samym starcie, albo niedługo później. Więc jak to jest?
Przede wszystkim, musisz zdać sobie sprawę, że do tego trzeba dojrzeć. Musisz mieć na tyle dosyć swojego dotychczasowego życia, że dasz radę wytrwać dłużej niż miesiąc. Nic tak nie zmusza do myślenia, jak chujowe życie. Przecież widzisz, że coś jest nie tak! Ale to nie wystarczy. Bo to, niestety, marna motywacja. Musi Cię w życiu spotkać wiele przykrości, musisz dostać wiele kopniaków i wiele razy musisz zdać sobie sprawę, że sam się krzywdzisz. Dopiero wtedy będziesz mieć siłę, która da radę utrzymać Cię na powierzchni. A trochę ważysz, więc motywacja musi być naprawdę silna... ;)
Podstawa: WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE (i nie raz na tym się kończy, tak btw.).

Nie możesz po prostu od jutra zacząć zdrowo jeść i kupić karnet na siłownie. To musi się zacząć w Twoim umyśle. Musisz znać dokładne przyczyny swojego problemu, zaplanować cały proces odzyskiwania swojego życia i sensownie wprowadzić go w życie. Tak jak przed każdym większym testem musisz się dużo przygotowywać, tak tutaj też musisz spędzić trochę czasu na ustaleniu priorytetów, strategii działania, no i w końcu zyskaniu wystarczającej wiedzy, która pozwoli Ci na stoczenie walki z samą sobą.

Znajdź źródło problemu. Dlaczego wyglądasz tak, jak wyglądasz? Może jesteś na coś chory i musisz brać leki? (Tak, tak, z niedoczynnością tarczycy też można schudnąć- nie oszukuj się, że jest inaczej.) A jeżeli nie jesteś chory, to co? Jesz za dużo? Zajadasz problemy? Nie ruszasz się? Zlokalizuj problem (zazwyczaj jest to więcej, niż jeden powód), staraj się go określić i sprawdź, jak możesz z nim walczyć. Może pomoże psycholog, trener, albo po prostu szczera rozmowa z przyjaciółką?
Wyznacz sobie cele. I nie takie długoterminowe, bo one nie zmotywują Cię wystarczająco. Musisz mieć małe wygrane w trakcie swojego odchudzania. Podziel cały proces na mniejsze etapy i ciesz się z każdego, mniejszego, osiągniętego celu. To naprawdę daje kopa- musisz mi uwierzyć, a sam zobaczysz.
Określ, dla kogo to robisz. Tak, oczywiście, na pierwszym miejscu musisz być TY. Zrozum, robisz to dla siebie.  Ale może to mieć też pośrednie skutki na relacje z innymi ludźmi. Przykładowo, możesz to robić też dla swojego faceta (kobiety), bo na pewno będzie się Wam lepiej żyło bez Twojej nadwagi. Może to być też mama- u mnie to działa tak, że mój sukces mógłby zmotywować ją do dbania o swoje zdrowie (sama też ma problemy z otyłością od wielu lat). Zrób to dla swoich przyjaciół, żeby mieli fajną, pewną siebie kumpele, z którą mogą iść na miasto, czy wstawić zdjęcie na FB bez Twojego stękania, że widać na nim Twój podwójny podbródek. I w końcu- zrób to dla swoich wrogów- żeby widzieć ich zazdrość. To też motywuje.
Zrozum, jakie będziesz mieć z tego korzyści. Lepsze ciuchy, lepsza kondycja, zdrowsze włosy, paznokcie, lepsze samopoczucie, więcej pewności siebie, korzystanie z życia na 100%... Można by tak wymieniać w nieskończoność i Ty sam doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Po prostu- Twoje życie będzie lepsze i łatwiejsze w pewnym stopniu. Więc co Cię powstrzymuje?
Słomiany zapał. Musisz z nim w końcu wygrać. Kurwa, ile można? Który raz zaczynasz? Dziesiąty, dwudziesty, setny, tysięczny? Pewnie sam nie pamiętasz. Ja też. Nie potrafię chyba do tylu liczyć. Tak- jestem śmierdzącym leniem, który przy byle przeszkodzie się poddaje. A w tym jest cała kwintesencja- skoczyć na tyle wysoko, by tę przeszkodę pokonać. Z dnia na dzień te przeszkody są coraz większe, ale i Ty jesteś silniejszy i umiesz skoczyć wyżej. Zapamiętaj to i uwierz w siebie.
Jak zrobisz to wszystko, to pierwszy etap za Tobą...

Ka.


2 komentarze:

  1. Kochana, pisz dalej. Bo uważam, że tymi słowami zmotywujesz zarówno innych, jak i siebie. Bo każdy, KAŻDY z nas był w tych miejscach, i to nie jeden raz. Nieważne, czy ma się kilka, czy kilkanaście kilo nadwagi.
    Ja chciałabym od siebie dodać tylko kilka słów, może pomogą, a może nie. U mnie pomaga metoda małych kroków. Tak jak napisałaś, trzeba wszystko powoli zaplanować. I naprawdę powoli wprowadzać pojedyncze zmiany w życiu tak, aby mocno ich nie odczuć. Jak już przyzwyczaisz się do jednego, łatwiej będzie wprowadzać kolejną rzecz.
    Druga sprawa (przez którą przechodziłam już kilkanaście razy :D) - błagam, nie biegnij od razu do sklepu aby wymienić od razu całą lodówkę i zapełnić ją samymi warzywami i owocami. :D Z własnego doświadczenia wiem, że przetrwam na tym może z tydzień, później będę płakać. Wprowadzać wszystko w umiarkowanych ilościach powoli - łatwiej nawet wtedy wymyślić jakiś fajny sensowny obiad.
    I to samo tyczy się ćwiczeń - jak postanowiłam ćwiczyć z Chodakowską, myślałam, że z palcem w tyłku zrobię całe 40 minut. No i popłakałam się, jak padłam po 10 :]
    Czekam na dalsze posty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, dokładnie o to mi chodziło- wszystko małymi kroczkami. Tu mniej, tu coś zamienić, tu też i tak coraz lepiej, coraz lepiej, aż człowiek nawet nie zauważy, że je zdrowo i mniej. :) Nie ma co się rzucać na głęboką wodę, zdecydowanie wiem to po swoim przykładzie. Dzięki za komentarz, będę pisać dalej, bo po tylu latach nadwagi mam sporo do powiedzenia, ha!

      Usuń